LT znaczy Large Take off
Cudze chwalicie swego nie znacie, tak można powiedzieć o Litwie, która jest tak blisko, a tak mało przez nas znana. Około 430km od nas znajduje się fajny spot na morze.
Dojazd - miejmy nadzieję, że w końcu i u nas będą takie drogi ;-). W składzie cała rodzina razem z przyczepą kempingową ruszyliśmy na pływanie tego sezonu jak na razie.
Największy żagiel 7.0 i jak zwykle nieustający konflikt kto ile bierze desek. Ja postawiłem na swojego Drops'a i Hily'a 85L, Romek jak zwykle z 5 wave'ówek bo przecież na 2 albo 3 nie da rady. W końcu udało mi się zbić i wzieliśmy tylko 4 deski.
Pierwszego dnia zastaje nas wiatr na 4.0-5.0, fale lepiej nie mówić, pomiedzy falami nie widać żagla. Drobny deszczyk siąpi cały czas. Przyczepę zostawiamy 500m od plaży a sami Doblakiem udajemy się na sam brzeg. Biorę 5.0 i Hifly'a 85L, Romek 4.5 i custom'a.
No cóż ostatnio pływałem we Francji i ... morze daje mi ostrą szkołę. Tego dnia ani jednej rufy nie zrobiłem. Ojciec pływał bez problemu, chociaż kilka mielonek też zaliczył. Lokalesi pływali całkiem nieźle, ale bez żadnych sztuczek: skok, rufka, jazda na fali.
Aby się usprawiedliwić powiem, że kilku lokalesów też zażywało kąpieli a fale były po 4m największe. Acha jeżeli masz nowy sprzęt, albo perfekcyjnie nie robisz rufy (powtarzam perfekcyjnie) nie jedź tam oczywiście wtedy jak jest koło 8Bf ( warunki trudniejsze jak w Klit - fala bardziej stroma i znacznie mniej miej miejsca między falami).
Warunki są naprawdę ostre jak dla nas "żółtobrzeszków". Po około kilku godzinach katowania kończymy, bo jutro też wieje.
Byłbym zapomniał, lokalesi bardzo przyjaźni i wielu rozmawia po polsku i angielsku.
Drugi dzień to lans na wodzie. Dzięki uprzejmości Ewy są zdjęcia i filmy z tego dnia (wielkie dzięki Siostra). Zaczynamy od 7.0 a ja po wczorajszej szkole nareszcie na Dropsie mogę się wykazać, ojciec na 5.8 i Hifly'u. Powoli zaczyna wiać coraz mocniej i biorę 5.8, a ojciec 5.0.
Tego dnia nawet Romek - Szaman nie ustrzegł się błędu. Poleciał za długo na lewym halsie, wiatr zrobił odkrętkę tak, że zwrot musiał zrobić w przyboju. Prawie na brzegu złapał 3 kolejne wałki i miał piękną betoniarkę. 30min stał na brzegu i łapał oddech (czekał, nie wiem na co ;-) ).
Dopiero wtedy podpłynąłem i pokazałem mu jak się odchodzi w przyboju, wiatr był moim cichym sprzymierzeńcem. Zmienił kierunek o 20 stopni na dawny kierunek i tylko dlatego można było odejść. Tego dnia skoki po 3, 4 metry w górę to standard, chociaż z niektórych fal nadal bałem się skoczyć (podjazd pod falę prawie pionowy a fala z 3 metry).
Jeden raz skorzystałem z "Carlito system" czyli odłączenie się w powietrzu od sprzętu. Po wyskoku poszedłem w górę, ale w fazie schodzenia dziób poszedł w dół (dobry początek był do front loop'a) i nie pozostało nic innego jak zostawić sprzęt swojemu losowi.
Poćwiczyliśmy objeżdżanie fal, ale jeszcze trzeba to potrenować bo dobry cutback nie jest taki łatwy.
Po takich dwóch dniach człowiek jest bardzo spokojny, a apetyt niesamowity. W Suwałkach o 2 w nocy schabowy z podwójnymi frytkami to przyjemność nad przyjemnościami.
No i to chyba na tyle, czekam na następny taki wiatr na Litwie.
by TomeQ
|