16-01-2005 targi Boat Show Londyn

Jeszcze pod koniec ubiegłego roku dogadałem się z bratem mieszkającym już jakiś czas w Londynie, żeby w styczniu wybrać się na targi Boat Show. Oprócz wystaw sprzętu, na specjalnym basenie odbywać się miały halowe mistrzostwa w slalomie, freestylu i jumpie z uczestnictwem samej czołowki światowego windsurfingu. Po krótkiej konsultacji zapadła decyzja o wyjeździe. Niestety z braku wolnych dni w styczniu cały wyjazd musiał się zamknąć jednym dniem. Udałomi się zarezerwować bilety w tanich liniach lotniczych (nie w tych co upadły :-) ) i jedyne co pozostało to czekać do stycznia.
Cała wyprawa rozpoczęła się 16 stycznia o 1.00 rano kiedy to wyjechałem samochodem do Warszawy. Musiałem nieźle zwalniać na trasie, ponieważ całkowity brak ruchu na drodze nazbyt przyśpieszył całą podróż. Tak wolno to chyba nigdy już do Warszawy nie jechałem. Na miejscu byłem po 4.00. Jeszcze tylko chwila na zaparkowanie na strzeżonym parkingu i po paru minutach byłem już w terminalu Etiuda na Okęciu. Szkoda mówić o standardzie tego terminala. Przykładowo lotnisko Stansted obsługujące głównie tanich przwoźników w niczym nie odbiega standardem od innych światowych lotnisk. Nasz terminal to w porównaniu z nim po prostu zwykły barak. Około pół godziny trwało czekanie do okienka po odbiór biletu i można się było już odprawić aby dostać się do sali odlotów. Dobrze, że zrobiłem to odpowiednio wcześniej bo po jakimś czasie zabrakło foteli i ludzie musieli albo stać albo siedzieć na ziemi. Trochę się tam nasiedziałem, bo odlot miałem dopiero o 6.30 a zapomniałem zabrać jakichkolwiek gazet do czytania. Czas oczekiwania na szczęście jakoś zleciał i przed 7 byłem już w powietrzu. W Stansted wylądowałem ok.8 ich czasu (+1 godzina na nasz) i po kwadransie byłem już odprawiony i szukałem zejścia do pociągu, który miał mnie zawieść do centrum Londynu, gdzie byłem umówiony z bratem. Na moje szczęście żaden z automatów nie chciał przyjąć ode mnie ani karty płatniczej ani jedynego 50-funtowego banknotu, ponieważ już w kasie dowiedziałem się, że za bilet w obie strony zamiast 24 funtów (jak wynikało z cennika w internecie) zapłacę tylko 15. Ot taka promocja za to, że przejadę się ich pociągiem w obie strony tego samego dnia. Po 9 byłem już w centrum na stacji Liverpool str. skąd razem z bratem Wojtkiem i jego dziewczyną Magdą zaczęliśmy powoli jechać na targi. Jak dla mnie jazda po nie tej stronie drogi co u nas jest trochę dziwna a już rondo w odwrotnym kierunku to koszmar. Na szczęście byłem tylko pasażerem i mogłem spokojnie patrzeć na te dziwactwa.
Na targi dotarliśmy dość szybko. Mieliśmy ponad godzinę do pierwszego w tym dniu freestylu więc zaczęliśmy spokojne zwiedzanie części poświęconej sportom ekstremalnym czyli głównie windsurfingowi. W tym roku wystawiła się większość znanych u nas marek desek i żagli czyli: Mistral, JP, Tiga, F2, Neil Pryde, Noth Sails, Gaastra, Fanatic, Arrows. Poza sprzętem było też sporo ubrań w tym znane u nas North Sails, Prolimit i Gul. Udało mi się nawet zakupić po przecenie nową piankę Prolimita Global Steamer.
Po godzinie udaliśmy się na Waterarenę. Muszę przyznać, że basen z wentylatorami robi wrażenie. Niby to tylko 75m szerokości ale 24 duże wentylatory po 2m średnicy dają wrażenie mocy tymbardziej, że według zapewnień spikera generowały wiatr o prędkości 30-40 węzłów. Trybuny znajdowały się po przeciwnej stronie tych maszyn więc większość wiatru razem z rozbryzgami wody padała na widzów. Przydały się też rozdawane przy wejściu stopery do uszu. Hałas wentylatorów i starającego się przekrzyczeć je spikera był ogromny.
Freestyle był rozgrywany w grupach kobiet i męszczyzn. Wśród kobiet oczywiście występowały obie siostry Moreno i Karin Jaggi. Wśród męszczyzn byli między innymi Ricardo Campello, Robby Swift, Ben Proffit, Tonky Frans , Gollito Estredo i Nicolas Akgazciyan który wygrał tę konkurencję. Całość polegała na tym, że zawodnik startował ze specjalnej zjeżdżalni i mając już początkową prędkość wpadał pod wiatr z wentylatorów. Pod koniec basenu wykonywał manewr po czym przechodził pod wentylator i startował w drugą stronę kończąc jazdę kolejnym manewrem. Freestyle w rzeczywistości nie jest tak widowiskowy jak na filmach. Większość trików nie wychodzi i kończy się przeważnie totalną glebą ale za to te, które wychodzą są bardzo spektakularne. Dla mnie jak narazie celem jest loop na płaskiej wodzie, który był wykonany chyba ze dwa razy.
Po freestylu mieliśmy znów godzinkę na oglądanie targów. Udało mi się w tym czasie skontaktować i spotkać z ekipą WTS (Wind Terror Squad) z usenetowej grupy pl.rec.windsurfing, która rówież postanowiła odwiedzić targi. Z nimi to załapałem się na zdjęcie z Ricardo i Robbym a później już z bratem złowiliśmy szalonego action mena Briana Talmę. Po krótkim posiłku znowu udaliśmy się na Waterarenę tym razem na slalom.
Wśród kobiet skład nie uległ zmianie natomiast przybyło zawodników wśród mężczyzn w tym niejako nasz ziomal Steve Allen, któremu gorąco kibicowaliśmy. Niestety nie udało mu się wygrać ale zajął wysokie 3 miejsce. Sam slalom również trochę mnie rozczarował. Liczyłem na szybką jazdę z perfekcyjnymi rufami a tu zaskoczenie. Nie płynna rufa a upadek do wody,odwrócenie żagla i ponowny start były szybsze i przeważnie dawały zwycięstwo. Przy nawrotach dochodziło często do zderzeń i szczepień sprzętu, co szczególnie wśród kobiet wyglądało jak wolna amerykanka a nie jak windsurfing. Dopiero pod koniec w finalnych wyścigach Ricardo Campello i Bena Proffitta można było podziwiać prawdziwy profesjonalizm. Płynne rufy i szybkie odpalanie do ślizgu pokazywały wysoką klasę surferów. Ricardo miał już prawie wygraną w kieszeni ale w ostatnim wyścigu mega katapa pozbawiła go zwycięstwa.
Jako trzecia z kolei miła się odbyć sesja jump ale z braku wystarczającej ilości czasu musieliśmy z niej zrezygnować. W drodze do wyjścia udało nam się jeszcze zwiedzić główną część targów poświęconą łodziom motorowym. Tam to dopiero jest luksus. Wszystko na wysoki połysk z najbardziej wymyślnym wyposażeniem w środku. Ot takie zabawki dla obrzydliwie bogatych.
W drodze powrotnej do centrum mieliśmy ambitny plan zrobić mały objazd po kilku atrakcjach turystycznych Londynu ale korki i niezbyt czytelnie oznakowane drogi zmusiły nas do skierowania się od razu na dworzec. W ostatnim momencie wsiadłem do zatłoczonego prawie jak w Polsce pociągu i po 45 minutach byłem już na lotnisku gdzie ponownie spotkałem się z ekipą WTS. Jedno muszę przyznać anglikom, na lotnisku są bardzo skrupulatni w przeszukiwaniu pasażerów. Gościu obmacał mnie od stóp do głowy żebym nie wniósł do samolotu jakiegoś niebezpiecznego przedmiotu.
O 20 (masza 21) byliśmy już w powietrzu. Zmęczenie zwyciężyło i musiałem aż do Warszawy się przespać. Była to już 20 godzina bez spania a jeszcze czekały mnie prawie 3 godziny jazdy. Po 23.00 już naszego normalnego czasu wylądowaliśmy na Okęciu gdzie się pożegnaliśmy.
Do domu jechałem już dość szybko i udało mi się po 2,5 godzinie wylądować w swoim łóżku. Najgorszy był niestety poniedziałek bo po 3 godzinach spania moje oczy nie mogły zrozumieć, że trzeba iść do pracy.
Podsymowując warto za rok wybrać się ponownie do Londynu ale myślę, że wtedy będzie nas większa ekipa no i raczej polecimy w sobotę tak, żeby chociaż dało się coś pozwiedzać. Poza tym lepiej przygotuję się na zdjęcia i autografy bo za pierwszym razem to pomimo dobrego nastawienia w sumie tych zdjęć było bardzo mało. Część z nich jak również ujęcia z kamery prezentuję poniżej.
by Mike


Zdjęcia z kamery

Oraz kilka ujęć

katapa Gollito Estredo
0.6M

katapa Ricardo Campello
0.5M

loop Ricardo Campello
0,5M

loop Josh Angulo
0.6M

Nicolas Akgazciyan
0.4M

Nicolas Akgazciyan
0.5M
 
slalom
Ricardo Campello & Ben Proffitt
3.7M
 
Jeśli filmy nie działają, musisz ściągnąć i zainstalować najnowsze kodeki DivX 5.2.1. Odnośnik masz TUTAJ.
.:: wykonanie - Mike : współpraca - cała grupa ::.