08-10-2006 Litwa

Po dwóch latach "wybierania się" w końcu postanowiliśmy popływać u naszych wschodnich sąsiadów.
Jesień w tym roku nie obfituje w wietrzne dni, więc gdy pojawiły się dobre prognozy, woleliśmy pojechać w miejsce gdzie na pewno powieje. Jaka jest w tej chwili droga nad zatokę wie chyba każdy, więc nie chcąc tracić możliwości dobrego pływania, postanowiliśmy zamiast na zachód pojechać na wschód gdzie podobno drogi są o niebo lepsze i nie tak zatłoczone jak u nas.
W sobotę cały sprzęt zwieźliśmy do Bodzia gdzie został zapakowany do busa. Było tego trochę bo jechało 6 osób a każdy chciał wziąść jak najwięcej sprzętu. W niedzielę rano o 5 całą szóstką czyli ja (Mike), Bodzio, Dawid, Romek, TomeQ i Radek wyruszyliśmy w nieznane.
Droga okazała się bajką. Na granicy celnik litewski jak dowiedział się, że jedziemy pływać na Bałtyk powiedział tylko "a to Wy" i kazał jechać dalej :-) . Dalej już tylko szeroka, równa i najważniejsze prawie pusta droga do Kowna i dalej aż do Kłajpedy autostrada. Drogę 400km pokonaliśmy z tankowaniem w 4godziny. Nad nasze wybrzeże taki czas jest niemożliwy do osiągnięcia. Przed Kłajpedą postanowiliśmy odbić na północ i zobaczyć jak wygląda wybrzeże morza. Zajechaliśmy więc do miejscowości Karkle jakieś 5km od Kłajpedy na północ bo była najbliżej. Na brzeg dostaliśmy się przy jakimś ośrodku. Wiatr był niezły ale wiał prostopadle do brzegu. Przyboju prawie nie było ale fale na moje oko były niezłe. Na pływanie w tym miejscu nie zecydowaliśmy się właśnie z powodu kierunku wiatru. Sam brzeg też nie był najlepszy. Wręcz mikroskopijna plaża i strome zejście skutecznie nas odstraszyły.
Po konsultacji z Romkiem postanowiliśmy pojechać na ich zalew (coś jak nasz Zalew Wiślany). Dotarliśmy do malutkiej miejscowości Svencele gdzie na brzegu stały już dwa samochody pływających tubylców. Zaczęliśmy się powoli rozkładać a w międzyczasie zaczęli zjeżdżać się chyba wszyscy litewscy kite i windsurferzy. Samochodów było ok. 20 ale jakie to były fury! Nowiutkie limuzyny i terenówki po prostu dla nas szok. Dziwnie przewagę liczebną mieli kiteserferzy i to całkiem nieźli jak się później okazało.
Wiał niezły wiatr. Po zejściu na wodę z moją JP 94L i żaglem 5,3 postanowiłem przełożyć się na 4,2 i 73L. Po tym już było niezłe pływanie. Reszta ekipy na podobnych sprzętach śmigała po płaskiej wodzie. Samo miejsce można przyrównać do naszej zatoki. Płasko i płytko. Wręcz idealnie do nauki. Jakimś cudem tylko kajciarze nie byli chyba z tych warunków zbyt zadowoleni. Pomimo, że na brzegu w pewnym momencie naliczyłem ich z 8, to na wodzie już tłoku nie było. Część z nich po pewnym czasie wolała przenieść się na niewielki kanał jakieś 100m o brzegu, gdzie na całkowicie płaskiej wodzie popisywali się wysokimi skokami z efektownymi trikami w powietrzu. (zobacz filmik)
Nam pływanie kilka razy przerywał deszcz. W pewnym momencie wiatr przykuł tak mocno, że postanowiłem wyjść na żaglu 3,5. Niestety w trakcie taklowania kolejny deszcz przerwał mi a po opadzie wiatr całkowicie oklapł. Decyzją większości postanowiliśmy zakończyć w tym dniu nasze pływanie. W międzyczasie Romek z Tomkiem dogadali się po angielsku (ich język jest dla nas niezrozumiały podobnie jak chiński) z jednym z litwinów na temat ich rodzimych spotów. Okazało się, że trafiliśmy na najlepszy spot zalewowy. Jeśli chodzi o morze to pokazał nam jeszcze dwa spoty najczęściej przez nich uczęszczane. Na jednym z nich podobno tego dnia rozgrywano zawody w slalomie.
Po roztaklowaniu żagli i posileniu się wyruszyliśmy w drogę powrotną. Jazda była szybka tylko nasz surfmobil coś dużo paliwa spalał, więc musieliśmy w pewnym momencie zjechać na ichnią stację benzynową. Na szczęście cywilizacja jest tu taka jak u nas i bez problemu zapłaciliśmy kartą za paliwo, kilka butelek lokalnego piwa i "napojów wysokoprocentowych". Romek nawiązał bliższą znajomość z miłą panią ze stacji, która po rosyjsku udzielała mu wskazówek odnośnie korzystania z tejże stacji. Pani udzieliła też krótkiej lekcji języka litewskiego i z miłym "wysojaro" pojechaliśmy w dalej. Przejazd okupiony został niestety w pewnym momencie dodatkową opłatą, gdy trochę przekroczyliśmy prędkośc na ograniczeniu. Dzięki sile przekonywania Bodzia zamiast 300 litów policjanci wzięli "bez wypisywania" 40 euro i mogliśmy jechać dalej. Na granicy podobna historia jak na wjeździe.
(my) - my z pływania na Bałtyku na windsurfingu.
(celnik) - a to jedźcie sobie.
I tak uniknęliśmy grzebania w zawalonym po dach mokrym sprzętem samochodzie. W domu byliśmy ok. 21.
Wyjazd super. Szlak przetarty. Z naszego miejsca w tej chwili wyjazdy nad polskie wybrzeże są nieopłacalne szczególnie pod względem czasowym. Miejscówka na Litwie taka sama jak nie lepsza a dojazd znacznie szybszy i dużo mniej stresujący. Na pewno będziemy teraz bywać tam częściej.
by Mike

.:: wykonanie - Mike : współpraca - cała grupa ::.